wtorek, 27 października 2015

Rozdział 18

Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam za długie milczenie. Żałuję, że umilkłam (prawie na wieki) i dziękuję za komentarze, proszące o kolejny rozdział. To właśnie one zmotywowały mnie do dalszego działania! W moim życiu ostatnio działo się wiele nowego (zostałam ciocią!!! *.* ). Jeszcze raz przepraszam i już nie przedłużam!
Zapraszam do kolejnego rozdziału, wstrzymywania oddechu, zaciskania pięści, dreszczy na ciele i przyjemnego czytania! :*
Następny wpis ukaże się niedługo! Szkoła pochłania mój wolny czas, do tego dochodzą jeszcze treningi, ale teraz znajdę chwilę na wrzucanie kolejnych wpisów, więc: kolejny rozdział będzie 31.10 albo 1.11 :D Wszelkie skargi na mnie zgłaszajcie na email: skrytobojczyni.lena@op.pl. Czekam! ;)
Pa! :*
__________________________________
ROZDZIAŁ 18
Wiesz, że to ja. Dlaczego nie dopuszczałaś mnie do swych myśli? „Miałam blokadę w głowie. Założył mi ją Wielmożny Doktor”- odpowiedziałam bezmyślnie.
Po co, moja perełko? Czemu nie chciałaś ujawnić się z tym opętaniem? „Demona nie można opętać!”- ryknęłam ze złością i gwałtownie machnęłam rękami, chcąc odrzucić ten głos.
Kochana… Nie dokończył. Zerwałam się do biegu, chwyciłam sztylet, jaki wisiał u pasa Losu, po czym cięłam się wzdłuż ramienia. Płytko, delikatnie, lecz na tyle mocno, aby poczuć ból i pieczenie i odpędzić od siebie ten głos. Ten potworny głos nie-człowieka, którego nie chciałam słyszeć. Nie-człowieka, którego pragnęłam nienawidzić.  
Ktoś chwycił mnie za ramię. To był Patryk. Los już biegł w naszą stronę z kawałkiem materiału i zaczął wycierać krew, która ciekła z mojego ramienia i skapywała na trawę. Czułam się wolna, gdyż głos ustał. Wiedziałam jednak, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy go usłyszałam.
Apokalipsa głaskała mnie po plecach. Tworzyła na nich równe okręgi. Patrzyłam tylko tępo przed siebie. Mój wzrok był na tyle nieobecny, że nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na kanapie w salonie, z powrotem w domu Patryka.
*******
Musiałam zasnąć. Kiedy otworzyłam oczy, koło mnie na podłodze siedział Los. Wpatrywał się we mnie z troską, a gdy zobaczył, że już nie śpię, podał mi jakiś gorący napój. Wzięłam do ręki parujący kubek i powąchałam, chcąc poznać co to. Ale nie udało mi się tego ustalić. Przyjaciel nabazgrał na kartce: „To wywar z ziół”. Upiłam kilka łyków i poczułam jak gorąco spływa do mojego żołądka. „W piekle poczułabym tylko pulsujący ból”- pomyślałam. Chociaż nigdy się tam nie znalazłam, wiedziałam o tym, że ponoć demony wygnane z ziemi, trafiały właśnie tam. Nazywaliśmy je Wygnańcami.
„Już lepiej?”- pytanie Losu pojawiło się na kartce. Kiwnęłam głową, nie miałam siły otworzyć ust i odpowiedzieć. Nie chciałam też mu mówić o głosie, który sprawił, że się skrzywdziłam.  Wiedziałam, że i tak spyta o powód mojego samookaleczenia. I nie musiałam długo czekać. Już po kilku minutach otrzymałam kartkę z tym pytaniem.
-Nie wiem, coś mnie do tego zmusiło- tłumaczyłam. Znowu przyłapałam się na kłamstwie. Chyba byłam już od nich uzależniona. Najłatwiej jest kłamać, oszukiwać, ale potem trudniej to wytłumaczyć, aby okłamany wybaczył. Ostatnim razem mi się udało, ale tak nie musiało być i teraz.
Lena, nie opieraj mi się. Ta walka jest przesądzona. Powinnaś dojść do mnie, do prawdziwych przyjaciół, a nie tych, którzy obecnie cię otaczają.
Znowu  ten głos. Ponownie nabrałam ochoty na to, aby się skrzywdzić, chociaż wiedziałam, że to niewłaściwe. Los nie miał już u pasa żadnej broni, tak jakby się spodziewał moich niekontrolowanych wybuchów szału… Przyjaciel zawsze wie wszystko. Czy wiedział też, że znowu go okłamałam? Spojrzałam w jego oczy, próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale głos znowu dotarł do mojej głowy i uszu, które przecież straciły swój zmysł słuchu.
Lena, jesteś zbyt potężnym demonem, aby otaczali cię tacy śmiertelnicy. „Oni nie są śmiertelni!”- krzyknęłam, ale zignorował moje wołanie. Wiesz, kim jesteś. Dlaczego nie dołączysz do mnie? Przywiązano nas do siebie dawno temu. Więzy krwi, więzy pragnienia, więzy pożądania i więzy wieczności- czy one coś ci mówią? Pamiętasz ten rytuał? „Nie chcę go pamiętać! Jedyne, co zapamiętałam to moją głupotę, że się na to zgodziłam oraz ból, który sprawiały te wszystkie więzy”- poczułam jak po tych słowach lekko się w sobie skulił. Schował twarz w dłoniach. I chociaż nie widziałam tego, który to szeptał, to mimo wszystko, cały obraz stał przed moimi zamkniętymi oczami. Obserwowałam go.
 Możemy podbić świat! Wyobraź to sobie- każdy służyłby ci na wieczność, bo przecież tą ci podarowałem. Wiecznych kochanków! „Nie!”- mój krzyk rozległ się nie tylko w głowie, ale również naprawdę. Poczułam jak Los szarpał mnie za ramię.
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam przyjaciela oraz Patryka, którzy dziwnie na mnie patrzyli.
-Zwykły koszmar- odpowiedziałam na ich niezadane pytanie, ale widoczne w oczach. Szybko otrzymałam zdanie Losu na ten temat.
„Koszmar? Nawet nie spałaś. Lena, nie kłam.”. Nie kłam, nie kłam… Te słowa dźwięczały w mojej głowie, jak jakieś stado os, które postanowiło mnie zaatakować. Nadal patrzyli na mnie z nieskrywanym zdziwieniem, ale już nie otworzyłam ust. Odwróciłam się do nich tyłem i wpatrywałam w pustą ścianę.
Oczywiście, nawet nie mogłam zaznać takiej bezczynności. Gdy tylko przyjaciele wyszli z pokoju, znowu usłyszałam ten głos.
Lena…- szeptał, a ja nie potrafiłam mu się oprzeć. Podniosłam wyżej oczy. Na suficie widniał cień w kształcie mężczyzny. Wysokiego, dobrze zbudowanego. Wiedziałam, jak dokładnie wyglądał. Jego krótkie, czarne włosy przypominały mi o wspomnieniach. Wspomnieniach, w których przeczesywałam te niesforne kosmyki. Wtedy wtapialiśmy się w pocałunku, który był jak ogień. Bo przecież, my sami mieliśmy ognistą naturę. Silne demony Zmiennych stawały się płomieniem, który gorzał w nas, aż nadeszła właściwa chwila. Pamiętałam nasze tajne spotkania. Nikt nigdy nie chciał, abyśmy się pocałowali, ale potem to się stało. I nie chciałam tego więcej odczuwać. A teraz powrócił, prosząc o mój powrót do niego. Nie mogłam go posłuchać, chociaż kojący głos wzywał mnie jak marionetkę do swego właściciela. Pociągał mnie jedynie za sznurki. Byłam jego kukiełką, a on moją słabością i doskonale wykorzystywał ten stan rzeczy.
Nawet nie poczułam, kiedy wstałam z łóżka. Z dziwnego omotania wyrwało mnie zimno w stopy, kiedy stanęłam boso na kafelkach. Wzdrygnęłam się.
„Zostaw mnie”- powiedziałam, ale tak samo jak wcześniej- w myślach.
Nie. Należysz do mnie, a ja do ciebie. Wiesz o tym. Nie można cofnąć rytuału, a on działa w ten sposób, że gdy się od siebie oddalamy- zabija nas. Nie pamiętasz słów, jakie wypowiadaliśmy? To było jak ślub. Musimy wytrwać przy sobie na wieki, a jeśli nie- to czyha na nas śmierć. Chcesz tego? Chcesz umrzeć i smażyć się w piekielnych czeluściach jak wszyscy nieudacznicy, moja perełko?
„Nie”- odpowiedziałam automatycznie. Uśmiechnął się.
Chodź. Pozwól mi dotknąć swoich pięknych włosów.
„Mam inne ciało, teraz są blond”- poprawiłam go.
Ale wiem jak wyglądają naprawdę. Zdejmę z ciebie tę maskę człowieczeństwa, bo nie jesteś śmiertelniczką, którą można pomiatać jak słabym człowiekiem.
„Ludźmi się nie pomiata”- powiedziałam z goryczą, ale poddałam się mu.
Podeszłam do niego, powoli stawiałam kroki i stawałam się tym, kim byłam naprawdę. Burza ogniście czerwonych włosów przetykana jaśniejszymi, rudymi pasmami zaczęła zasłaniać moją twarz i plecy. Idealnie proste wypełniły całą szyję, obojczyki i kręgosłup. Mocno czerwone usta oraz czarne oczy podkreślone także czarną kredką, w których nie było żadnych białek, patrzyły na niego ze szczerym uczuciem. Rzęsy w atramentowej czerni, z czerwonymi końcówkami lekko musnęły jego brodę, kiedy przybliżyliśmy swoje twarze. Spojrzał na mnie. Lekko się schylił, a ja uniosłam się na palcach. Przygryzłam wargę, kiedy pocałował mnie w policzek, a potem w czoło, sprawiając w tych miejscach chłód. Powoli kierował się w stronę ust, aż poczułam jego wargi. Tym razem, nie było to słodkie jak z Patrykiem. Odepchnęłam go od siebie, gdyż smak jego warg stał się nieco gorzkawy, chociaż nadal przyjemny.
Dlaczego się ode mnie oddalasz? Nie chcesz żyć tak, jak kiedyś?
„To nie było prawdziwe życie, wiesz o tym. Ukrywaliśmy się, uciekaliśmy przed tymi, którzy chcieli nas zabić. A potem… odeszłam”.
Będzie prawdziwe, jeśli dasz mi szansę. Odeszłaś, bo to stało się koszmarem, ale teraz jesteśmy silniejsi. Pokonamy tych, którzy pragną nas rozdzielić.
„Dobrze”- powiedziałam do niego, chociaż wcale tego nie chciałam. Objął mnie swymi ramionami. Czułam jego gorący oddech na swoich włosach. Wtedy właśnie do pokoju wszedł Los i Patryk. W ich oczach widziałam niedowierzanie. Ale było już za późno.
Przygotuj się, perełko.
„Na co?”- spytałam.

Doskonale wiesz, na co- odparł, a ja poczułam wibracje w całym ciele. Obraz zaczął się rozmazywać i zrobiło mi się zimno. Wstrzymałam oddech. Moja skóra nabrała bledszego odcieniu od kości słoniowej i wtedy…
_______________________
Całuje Wasza Amy...

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 17

Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj, tak jak powinnam. Przyjechała do mnie koleżanka i cały dzień spędziłyśmy na spacerach w blasku palącego słońca oraz na piciu Coli i rozmowie :D 
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu :) 
Następny pojawi się 3 lipca (piątek). Potem będzie długa przerwa, ponieważ wyjeżdżam na obóz językowy ^^ Wracam dopiero 16 lipca (czwartek). 
Ci, którzy niecierpliwie będą czekać na rozdział 19, niech piszą na maila: skrytobojczyni.lena@op.pl , a wtedy wyślę tej osobie kolejny wpis, który pojawi się dopiero po moim powrocie z wyjazdu :) 
Życzę przyjemnego czytania! :* 
PS Pamiętajcie, żeby smarować się kremem z filtrem, gdy idziecie się opalać!!! :P xD
________________________________
„Uratujemy twój słuch, lecz coś przez to utracisz”. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w Los, a potem swój wzrok skierowałam na Apokalipsę. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła coś mówić. Moja twarz stężała i posmutniała w jednej chwili. Zauważyła to. Jej usta przestały się poruszać i poczułam, jak ktoś objął mnie od tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam Patryka, który delikatnie głaskał mnie po włosach. Jeden z nich nawinął sobie wokół palca i posłał mi serdeczny uśmiech.
-Co utracę?- wydukałam, chociaż nadal nie byłam pewna swoich słów. Dlaczego nie mogłam odsunąć się w odpowiedniej chwili, kiedy demon rzucił na mnie zaklęcie? Czy może mnie przeklął? Ta myśl sprawiła u mnie nieprzyjemne dreszcze. Po jakichś trzech minutach otrzymałam odpowiedź na kartce. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać w myślach.
„Podobno za powrócenie jednego zmysłu, trzeba zapłacić drugim. Jednak demon, który cię zaatakował wyjawił nam łatwiejszy, aczkolwiek bardziej makabryczny sposób. By uratować twój słuch, musimy użyć do tego jego i twojej krwi. Możliwe, że wtedy stracisz swoje niektóre wojownicze zdolności. Tak mi przykro, Lena.”.
Los patrzył na mnie z troską, a ja w miarę jak czytałam, marszczyłam brwi. Jak to? Miałabym przestać polować? Byłam demonem, który odbierał ludziom ciała dla innych demonów. Mówiłam o sobie niepochlebne rzeczy, często narzekałam na to, że nie wykazuję ludzkich uczuć, a teraz nie mogłam sobie wyobrazić, że zaprzestanę swojej pracy. Może nie każdy nazwałby ją właściwą, ale ja tak. Nie chciałam się zgodzić na ten warunek, który druzgotał moją przyszłość.
-Ja… nie mogę- szepnęłam. Popatrzyli na mnie z nieskrywanym zdziwieniem.
Ja natomiast swoje oczy kierowałam po kolei na każdego z nich. Zaczęłam od Apokalipsy. Jej niedowierzanie oraz zdumienie widziałam aż nadto, kiedy spuściła głowę, a jej powieki zaczęły opadać. Nadal mocno trzymała mojego napastnika, którego nadgarstki zaczęły krwawić przez zbyt mocno związane więzy. Potem spojrzałam właśnie na niego. Jego nieobecny wzrok oraz brak poczucia winy, jaki tak bardzo chciałam zobaczyć, wywoływały u mnie większą złość. Zgrabna sylwetka czy brązowe włosy opadające kaskadą loków na jego ramiona, robiły na mnie wrażenie. Wcale nie chciałam, żeby tak było, ale nie mogłam z tym walczyć. Kolejną osobą, którą postanowiłam przejrzeć stał się Los. Posyłał mi zatroskane spojrzenie, świadczące o jego podłym samopoczuciu. Widziałam w nim ukrytą chęć do pozbawienia życia złego demona już teraz, zauważyłam też zmarszczki na jego czole, jakie pojawiały się zawsze wtedy, gdy się za coś obwiniał. Stał w pozycji gotowej do ataku, gdyby taki nastąpił, jednak zupełnie wyluzowana postura demonicznego przestępcy wskazywała na brak ochoty do kolejnych bójek. Nie dziwiłam mu się. Na ciałach mych przyjaciół zauważyłam ledwie dostrzegalne znaki tego, że walczyli, na nim okazały się dużo wyraźniejsze. Zaschnięta krew na środku koszuli czy rozcięta warga, która właśnie zaczynała puchnąć sugerowała na brutalne traktowanie ze strony moich obrońców. Ostatnie spojrzenie skierowałam w stronę Patryka. Mężczyzna patrzył na mnie z niepewnością w oczach, ale też troską i czymś, co przywodziło mi na myśl miłość. Czy jednak nie pomyliłam go z pożądaniem? Ostatnimi czasy bałam się, że wcale go nie kochałam, a jedynie pożądałam i tylko dlatego, że jako demon nie mogłam kochać.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu szefa, lecz nigdzie go nie znalazłam. Zdziwiłam się jego nieobecnością, gdyż jeszcze przed chwilą stał obok Losu i przez chwilę o czymś dyskutowali. Zmarszczyłam brwi. Patryk zauważył ten podejrzany odruch, wyrwał kartkę z mojej ręki oraz długopis z dłoni mego przyjaciela, po czym zaczął coś prędko pisać. Po chwili podał mi zapisany tekst, a ja z zapartym tchem czytałam: „Lena, czy coś jest nie w porządku?”. Wypisane słowa tłukły się w mojej głowie.
Ale nie zdążyłam odpowiedzieć. Popatrzyłam na Apokalipsę, za nią stał mój szef. Nie zdziwiłabym się tym widokiem, gdyby nie pewien szczegół, jaki pozwolił mi myśleć o zdradzie. Mężczyzna w jednej ręce trzymał sztylet, którym rozcinał więzy krępujące demona, a w drugiej miał tę samą broń, tyle że przykładał ją do gardła mojej przyjaciółki.
-Nie!- krzyknęłam z rozpaczą, ale brakowało mi siły, by podbiec do niego i zwalić z nóg.- Zostaw ją!- wrzasnęłam głośniej, chociaż brak słuchu nadal bardzo mi doskwierał. Szef coś powiedział, ale nie usłyszałam go. Los już popędził w stronę zdrajcy. Chciał go powalić gołymi rękami. Patryk złapał mnie za ramiona i przytrzymał, jakbym rzeczywiście mogła tam pomóc.
Z szyi Apokalipsy popłynęła strużka krwi. Zamarłam. Wstrzymałam oddech tylko po to, aby kilka sekund później wypuścić go ze świstem, kiedy szef razem z demonem zmienili się w jedną wielką chmurę dymu. Gdy ten rozszedł się w powietrzu, zdrajców już nie było. Chciałam krzyczeć z rozpaczy, jaka mnie ogarnęła. Brak krwi mojego napastnika znaczył dla mnie tylko jedno: wieczne pozbawienie zmysłu słuchu.
Patryk szeptał mi coś do ucha. Czułam powietrze, które łaskotało mnie w tym miejscu. Ciepło ogarniające bok mojej szyi i rozwiewające długie, blond włosy. Pewnie mówił do mnie słowa pocieszenia, ale te zupełnie mnie nie obchodziły. Co mi po słowach, jeśli nadal nic nie słyszę?
Po chwili, wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam w stronę Apokalipsy. Szybko wzięłam jej dłoń z rany na szyi, gdzie próbowała zatamować krwawienie. Czy jej śmierć oznaczała koniec świata dla wszystkich? To pytanie zawisło w moich myślach. Jednak doszłam do wniosku, że szef nie byłby na tyle głupi, aby doprowadzić do prawdziwej apokalipsy, jaką zapowiedziano.
-Daj- rozkazałam jej, a ona dopiero wtedy wzięła swoją dłoń. Zobaczyłam, że rana jest zupełnie płytka, a krew już powoli krzepła. Odetchnęłam z ulgą. Oderwałam kawałek materiału z dołu swojej bluzki i przyłożyłam jej do szyi. Przycisnęła ją lekko, ale na tyle, by móc oddychać. „Z pewnością, po ranie zostanie jej blizna.”-myślałam.
Jednak coś zupełnie innego przykuło moją uwagę. Jedno słowo, które udało mi się usłyszeć, lecz nie potrafiło mnie do końca pocieszyć: „zdrajca”. Czy słuch mi powracał? W moich oczach zawitał płomyk nadziei. Ale ta szybko zniknęła, kiedy zobaczyłam więcej otwartych ust mych przyjaciół, którzy przez cały czas nimi poruszali. Rozmawiali, a ja nadal nic nie słyszałam. „Ten wyraz był zapewne jedynie  głośną myślą w mojej głowie, stąd wydaje mi się, że usłyszałam go naprawdę”- stwierdziłam. Nie pocieszyło mnie to.
Podeszłam do zgromadzonych osób, jakie utworzyły coś na znak półkola i gorąco o czymś rozprawiali. Kiedy do nich doszłam, Los od razu chwycił w rękę kartkę, a ja dopiero teraz zobaczyłam, że na jego policzku jest długie nacięcie, jakby ktoś zranił go nożem.
Lena…- cichy szept rozległ się w mojej głowie, ale nie powiedział go nikt z moich przyjaciół. Nie znałam tego głosu. Chociaż nie. Znałam go, tylko nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli, że on powrócił. Ten dźwięk, który sprawiał u mnie dreszcze, a wśród swych słuchaczy wzbudzał lęk i doprowadzał do paraliżu.
Otwórz oczy. „Nie każ mi tego robić!”- krzyknęłam do głosu w głowie, ale nie usłuchał.

Moja perełko…
___________________________
Do następnego wpisu! :*
Wasza Amy...

sobota, 20 czerwca 2015

Rodział 16

Cześć! Kolejny rozdział wrzucam dzisiaj, a następny ukaże się 27 czerwca. Mam nadzieję, że będzie udany i spodoba się Wam! :) Miłego weekendu! :*
Życzę przyjemnego czytania! :D
_________________________
Poczułam ból. Ktoś mocniej mnie spoliczkował, a ja byłam wdzięczna za ten bolesny ruch. Otworzyłam oczy i miałam ochotę krzyknąć, że wszystko powróciło do normy, ale wcale tak nie było. Przy łóżku widziałam szefa i Los pogrążonych w rozmowie. Nie patrzyli na mnie, chociaż z ruchu ich warg wyczytałam kilka razy moje imię. Spojrzałam na nich ze zdziwieniem, ale właśnie wtedy uświadomiłam sobie coś, co wywołało u mnie nagły atak paniki. Nic nie słyszałam! Usta mężczyzn poruszały się, wyraźnie mówili coś na głos. Okno w sypialni zostało otwarte, a centrum miasta z pewnością było głośne. Jednak straciłam słuch!
Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Popatrzyli na mnie, Los złapał moją rękę i przycisnął do swojej piersi. Coś do mnie mówili, ale nie słyszałam ich. Podbiegłam do okna, wyjrzałam przez nie. Zobaczyłam dzieci biegające w parku, psa, który obecnie szczekał, co mogłam ocenić po jego ruszającym się pysku i uciszających gestach jego właścicielki. Nadal w moich uszach był jedynie dziwny szum, a co jakiś czas całkowita cisza. Co się ze mną działo?!
Po chwili ktoś złapał mnie od tyłu. Pociągnął w swoją stronę, aż potknęłam się i wylądowałam plecami na jego twardym, umięśnionym brzuchu. Los mocno mnie trzymał, a ja odwróciłam się i popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. Wiedział, co się stało. Coś do mnie mówił, wciąż powtarzał jedno słowo, ale nie rozumiałam go. Nigdy nie uczyłam się czytania z ruchu warg! Ta wiadomość zirytowała mnie, a dalszy brak zmysłu słuchu doprowadził mnie do totalnej rozpaczy.
-Nie!- wykrzyknęłam, chociaż nie wiedziałam, czy dobrze wypowiedziałam to słowo. Nie słysząc swego własnego głosu, nie byłam nawet pewna, czy właściwie wypowiedziałam te wszystkie litery. Los przycisnął moją głowę do swojego ramienia, a ja zaczęłam płakać w jego koszulkę. Po chwili opanowałam się, widząc, że jego bluzka jest już zupełnie przemoczona.
Szef powiedział coś do Losu, ale nie miałam pojęcia, co. Ten fakt zirytował mnie do tego stopnia, że wyrwałam się z objęć mężczyzny i z całej siły kopnęłam drewniane drzwi. Miałam nadzieję, że wypadną z zawiasów albo zrobię w nich wielką dziurę. Jednak nic takiego nie nastąpiło, a ja wydałam z siebie gardłowy dźwięk.
Moje oczy zarejestrowały gwałtowny ruch mężczyzn, którzy odwrócili się w stronę wyjścia. Odsunęłam się od drzwi, nie wiedząc, co się dzieje. Czyżby ktoś się zbliżał? Po chwili, dowiedziałam się, na co tak wyczekiwali. W progu stanął Patryk. Zdezorientowany patrzył na scenę przed jego oczami: dwóch mężczyzn- starszego i młodszego- z poważnymi minami oraz na zapłakaną kobietę z zaczerwienionymi oczami. Oddychałam głęboko. Wydawał się taki… beztroski, chociaż w jego wyrazie twarzy zauważyłam również smutek i ból. Zapewne, przeżywał jeszcze moje okrutne kłamstwo. Podbiegł do mnie. Myślałam, że chce mnie przytulić, ale zatrzymał się raptownie metr ode mnie i stanął jak słup soli. Posłałam mu zirytowane spojrzenie. Otworzyłam usta, aby wydusić z siebie przeprosiny, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zastygły, lecz tym razem nie z niemocy, ale z mojego własnego poddania się tej próbie.
Powiedział coś, ale znowu nie wiedziałam, co. Zobaczyłam, jak Los otwiera usta i odwraca się w naszą stronę. Czyżby zamierzał mu powiedzieć, co tu się wydarzyło? Dostrzegłam ostatnią szansę,  w której mogłam przeprosić Patryka bez jego współczucia, które na pewno poczuje wobec mnie, gdy dowie się prawdy.
-Przepraszam- wyszeptałam. Gardło mnie paliło, a jednak to słowo padło z moich ust i byłam z tego zadowolona. Teraz ze zniecierpliwieniem czekałam na reakcję Patryka. Ku mojemu smutkowi zaczął coś mówić. Położyłam palec na jego wargach. Spojrzał na mnie zaskoczony. Dopiero teraz odezwał się Los.
Domyśliłam się, że powiedział mu o mojej utracie zmysłu słuchu. Szybko odwrócił spojrzenie z twarzy mego przyjaciela na mnie i zrozumiał mój gest, gdy wskazałam na swoje ucho. Złapał mnie za ramiona i przesuwał dłońmi powoli w dół mojej szyi. Nie chciałam mu przerywać, ale to on to skończył.
-Kłamałam- wykrztusiłam.
Miałam nadzieję, że wie, o co mi chodziło, i że dobrze wypowiedziałam ten wyraz. Trudno było mówić cokolwiek, gdy nie słyszało się nawet własnego głosu. Jednak wszystko zrozumiał. Spojrzał na mnie wyrozumiale i rozpoczął to, co wcześniej zaczął. Kiedy jego dłonie zatrzymały się na moich obojczykach, poczułam mrowienie i przyjemne dreszcze. „Idź dalej!”- ponaglałam go w myślach, ale przecież tych nie mógł usłyszeć. Przerwał tę wspaniałą chwilę i spojrzał na zgromadzonych mężczyzn. Mój szef miał niewyraźną i nie do końca szczęśliwą minę, natomiast Los posłał mi zagadkowy uśmiech, chociaż widziałam w nim brak ufności względem Patryka. Wymienili między sobie kilka tajemniczych dla mnie zdań, a ja w tym czasie szybko podbiegłam do biurka. Chwyciłam kartkę i ołówek i napisałam: „ Co się dzieje?”. Zrobiłam to na tyle szybko, że nie zdążyli wyjść z pokoju. Przeczytali moje zadane pytanie i zrobili zatroskane miny.
„Wszystko będzie dobrze”- taką odpowiedź otrzymałam od szefa. Każdy miał mi odpowiedzieć na tej samej kartce papieru. Spojrzałam na niego ze zrozumieniem, ale też nieskrywaną rozpaczą. Teraz nadeszła kolej mego przyjaciela.
„Nie martw się. Znajdziemy sposób na przywrócenie twojego słuchu. Zostawimy was na osobności. Nie okłamuj go już. Kocham cię.”- dłuższa wypowiedź Losu sprawiła, że w moich oczach na powrót zakwitła nadzieja.
Czekałam na Patryka, który miał teraz napisać to, co chciał mi powiedzieć. Jednak nie podszedł do kartki. Dopiero, gdy tamci wyszli, on ruszył do mnie. Pokazał na mnie palcem, a potem skierował go w stronę swego serca i wolno poruszał ustami. Zrozumiałam jego romantyczny gest.
-Też cię kocham- wyszeptałam i przytuliłam się do niego.
Pocałowaliśmy się. W tym czasie, zdjęłam jego koszulkę, a on podwinął do góry moją. Czułam jego ręce na moich plecach, potem karku, szyi, obojczykach… Przestał dopiero, gdy doszedł do mostka. Spojrzał na mnie pytająco. Chciałam mu niemal krzyknąć: „Zróbmy to!”, ale wiedziałam, że to niewłaściwe. Chwyciłam jedną z jego dłoni, chociaż tak bardzo chciałam zrobić to dwoma rękoma, ale gips nadal uniemożliwiał moje ruchy. Poczułam jego szorstką skórę, a zarazem niezwykle delikatną, poczułam wyraźne mięśnie brzucha, gdy przesuwałam po nim naszymi dłońmi, poczułam mrowienie, kiedy dotykałam jego nagich pleców. Czułam podniecenie i tak bardzo chciałam, aby to nieprzyzwoite pożądanie wzięło nade mną górę. Lecz czułam, że to nie ta chwila.
Po kilku minutach, w czasie których całowaliśmy się i przytulaliśmy, położyliśmy się obok siebie na łóżku. Stykaliśmy się jedynie dłońmi, ale oparłam swoją głowę o jego ramię. Nie chciałam niczego więcej. Albo właśnie chciałam. Niesamowicie tego pragnęłam, tylko wiedziałam, że to nieodpowiednia chwila. Marzyłam o tym, lecz nie teraz. Leżeliśmy obok siebie w zupełnej ciszy. Nic nie mówiliśmy. Co jakiś czas przesuwałam dłonią po jego nagim torsie, a on głaskał mnie po włosach. Naszą romantyczną chwilę przerwało pukanie do drzwi. Nie słyszałam go, jednak Patryk wykonał dosyć wyraźny gest, dzięki czemu wiedziałam, co się dzieje. Szybko włożył koszulkę, a ja usiadłam na łóżku. Do pokoju wszedł zdyszany Los. Jego twarz wyrażała zdenerwowanie oraz pośpiech, który potwierdzały czerwone policzki oraz pot spływający mu po czole.
-Co się stało?- spytałam, nie wiedząc, czy rzeczywiście to powiedziałam.

Podbiegł do biurka i napisał coś na kartce. Śpiesznie mi ją podał, a ja przeczytałam napisaną naprędce wiadomość tak szybko, jak jeszcze nigdy. „Lena, marzenia się spełniają”. Nic z tego nie rozumiałam, więc posłałam mu pytające spojrzenie, a on złapał mnie za nadgarstek i gwałtownie wyciągnął z pokoju. Wyszliśmy z domu, a za nami biegł zdumiony Patryk. Nawet w najlepszych snach nie wyobraziłabym sobie czegoś takiego. W parku na ławce siedziała Apokalipsa, trzymając za kołnierz mężczyznę, który mnie zaatakował. Miał związane ręce i nieobecny wzrok. Na jego twarzy widniały świeże siniaki i zadrapania, a na ubraniu widziałam jeszcze niewyschnięte plamy krwi, świadczące o niedawnej bójce. Obok niego stał inny demon z mojego rodzaju- Zmiennych, który wyciągnął dłoń, na której zobaczyłam małą buteleczkę z zielonkawym płynem. Los uśmiechnął się do mnie. Patrzyłam zdezorientowana, nie mogąc niczego zrozumieć. Dopiero po chwili, przyjaciel podał mi kartkę, z której wyczytałam słowa, jakie sprawiły u mnie nieopisaną radość i ulgę, chociaż nie były do końca szczęśliwe. Wypisywano na niej tylko jedno, krótkie zdanie: …
_______________________
Do następnego wpisu!
Wasza Amy... 

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 15

Hejo! :D Dzisiaj wrzucam już 15 rozdział :) Jeśli się spodoba, to piszcie tutaj : skrytobojczyni.lena@op.pl
Nowy wpis ukazuje się z poślizgiem, za co bardzo przepraszam, ale jeden dzień zwłoki to chyba niewielka tragedia :) 
Następny wpis dodam 20 czerwca. 18 jest wystawianie ocen w mojej szkole- powiało grozą :D Powodzenia w Waszych szkolnych staraniach! :*
Życzę miłego czytania! :)
_______________________________
Moje snucie planów na odkręcenie całej beznadziejnej sytuacji, przerwał dzwonek do  drzwi. Nie miałam siły wstać, tym bardziej, że nie wiedziałam, kto przyszedł. Spodziewałam się kolejnego ataku ze strony demonów, ale o dziwo, tak się nie stało. Nie otworzyłam. Po chwili i tak usłyszałam, jak ktoś wszedł do środka. Bałam się, jednak nie mogłam się nawet ruszyć. Sparaliżował mnie ból w lewej ręce pod grubym i twardym gipsem oraz nagłe ukłucie w klatce piersiowej. Rana na powrót się otworzyła. Bandaż przesiąkł krwią. Nie obchodziło mnie to. Mogłam się tutaj wykrwawić, już i tak wszystko schrzaniłam. Wiedziałam zresztą, że za chwilę, krwotok i tak ustanie.
Po kilku minutach usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, a także głośne skrzypienie przez nienaoliwione zawiasy. Do pokoju wszedł zupełnie niespodziewany gość. Musiałam wyglądać okropnie. Leżałam na podłodze, ledwie podnosząc do góry głowę, która nagle stała się dla mnie okrutnie ciężka, z mokrego bandażu zaczęło przeciekać coś czerwonego, a do tego dochodziła ręka w gipsie, który bynajmniej nie przypominał już białego koloru. Nosił na sobie, nie tylko oznaki zwykłego użytkowania czy brudu, ale także drobne kropelki krwi, które teraz zakrzepły i utworzyły czarne kropki.
-Podnieś się, przecież jesteś silna- cichy, znajomy szept dotarł do moich uszu. Poczułam, jak ktoś chwycił mnie pod pachy i pomógł usiąść na łóżku. Moje ciało było zupełnie bezwładne. Zamiast utrzymać się w pozycji siedzącej, tak jak chciałam, od razu opadłam na zgniecioną kołdrę i poduszki. Leżałam i wpatrywałam się w ciemne oczy szefa.
-Co szef…- wychrypiałam. Nie zdążyłam dokończyć pytania. Na szczęście zrozumiał, co mnie dręczyło.
-Wszyscy Zmienni mają w swoich nadgarstkach coś na znak mapy, która pokazuje mi, gdzie znajduje się w danej chwili. Dzięki temu cię znalazłem, a poza tym dowiedziałem się o ataku. Bardzo mi przykro, Lizzy.- mówił, używając do rozmowy mojego pseudonimu z pracy. Nigdy nie chciał zwracać się do mnie prawdziwym imieniem.-Demon, który cię zaatakował nie pochodzi z mojego stowarzyszenia demonów. Nie spodziewałam się, że przybędzie jeszcze ktoś, komu zacznie zależeć na śmierci twojej ofiary.
-Może chodziło mu o mnie?- mój głos się polepszył, kiedy wypiłam połowę szklanki wody.
-Nie wiem, może. Nie rozumiem tylko, po co. Nie jesteś wyjątkowa.
-Dzięki- mruknęłam z sarkazmem.
-Wiesz, o co mi chodzi.- powiedział zirytowany.-Posłuchaj: trudno jest kogoś całkowicie uzdrowić, tym bardziej, że do twojego ciała dostała się trucizna.
-Trucizna?- popatrzyłam na niego z niedowierzaniem i przerażeniem w oczach.
-Chyba bywało już gorzej, a nawet wtedy nie bałaś się, aż tak jak teraz. Ale prawda jest taka, że demon nie użył wobec ciebie zwykłej broni. Nie mam pojęcia, od kogo otrzymał tak silną klątwę, która cię zraniła. Musiał wypowiedzieć te słowa bardzo cicho albo nawet w myślach. Tylko, że takie zaklęcia działają jedynie z ust najsilniejszych magów. Chyba, że…
-Że co?- nie wytrzymałam.
-Mógł być mieszańcem.
Odpowiedź szefa zbiła mnie z tropu. Już samo pojawienie się go w takiej chwili uważałam za coś bardzo dziwnego, wręcz podejrzanego, ale jego pomysły dawały mi dużo do myślenia.
-W takim razie nie mógłby należeć do żadnego stowarzyszenia. Nikt nigdy nie chce mieć u siebie mieszańców, bo są nieprzewidywalni i nigdy nie służą uczciwie swym panom.
-To prawda. To jednak wyjaśniałoby jego zręczność oraz potężne zaklęcie, które może cię zabić. Krew demona oraz krew maga to nie taka błaha sprawa.
Zatrzymałam się przy słowach, które oznaczały dla mnie śmierć. Nie chciałam umrzeć, nie teraz, kiedy większość rzeczy zaczęła nabierać jakiegokolwiek sensu. Chociaż obecna myśl, jaka przyszła mi do głowy, tylko zmroziła mi krew w żyłach. Pojawienie się mieszańca oznaczało zarazem powrót mego ukochanego z pierwszej miłości, a to prowadziło dalej do wielu śmierci, a może nawet wytępienia wszystkich stworzeń, które nie byłyby takie jak on. Demony, ludzie czy Opiekunowie- wszyscy z nich straciliby życie. Przeżyliby tylko mieszańcy.
-Lizzy, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- powątpiewający i nieco gniewny głos szefa wreszcie dotarł do moich uszu.
-Nie, znaczy tak, znaczy… Ech, nieważne.- poddałam się zbędnym tłumaczeniom.- Zastanawiam się, czy to ma związek z… sam wiesz, kim.- wydukałam.
-Przecież on zginął!- szef niemal krzyknął te słowa, rzucając mi zirytowane spojrzenie.
-Owszem, ale czasem mieszańcy ożywiają. To jedno z ich przekleństw. „Wielu z was pozostanie nieśmiertelnymi i będzie się ukrywać przed światem”- tak mówił Wielmożny Doktor.
-Naprawdę go słuchałaś, Lizzy? Przecież już stracił swoje stanowisko!

Naszą rozmowę przerwał huk. Dlaczego wciąż działo się coś takiego? Spojrzałam w stronę otwartych na oścież drzwi, prowadzących do sypialni, ale niczego nie zobaczyłam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ten hałas tylko sobie wyobraziłam. Szef mówił dalej, chociaż posyłał mi zatroskane spojrzenie, a ja nie słyszałam nic z tego, co wypowiadał. Widziałam jak jego usta się poruszają, widziałam jak wstał i złapał mnie za odrętwiały nadgarstek, widziałam jak lekko uderzył mnie dłonią w policzek. Ale te wszystkie ruchy jedynie rejestrował mój zmysł wzroku. Przeraziła mnie perspektywa, że właśnie tracę słuch. Ból spowodowany spoliczkowaniem również dotarł do mnie zaledwie w połowie. Spojrzałam z przerażeniem na szefa. Jeszcze nigdy się tak nie bałam. Otworzyłam usta, aby powiedzieć, co się ze mną dzieje, ale pozostały otwarte i bezwładne. Nie czułam ich. Nie mogłam nic mówić, nic nie słyszałam, zewnętrzne bodźce czułam tylko trochę. Ogarniała mnie panika. Czy zaczęłam tracić zmysły?! Czy tak działała trucizna, jaką zaatakował mnie demon?! Czy właśnie miałam umrzeć?! Moje oczy zarejestrowały ostatni obraz z pokoju, który powoli ogarniał mrok: tajemniczą sylwetkę człowieka, który podbiegł do mojego łóżka, złapał mnie za nadgarstek. Nie udało mi się rozpoznać rysów jego twarzy. Powieki mimowolnie mi opadły, a ja nie mogłam już walczyć przeciwko własnemu ciału. Poddałam się, ale właśnie wtedy…
__________________________
Do następnego wpisu! ;)
Wasza Amy...

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 14

Cześć wszystkim Czytelnikom!
Goni mnie czas, 
bo czasu mi brak! 
Do czytania zapraszam Was 
i czekam na Wasz znak! :D
Dzisiaj dopadł mnie humor poety, ale spokojnie: w rozdziale tego nie będzie ;) Oby wpis spodobał się, liczę na Wasze opinie/komentarze, itp. Przypominam o możliwości przesłania swojej oceny lub pytań do mnie na mail: skrytobojczyni.lena@op.pl :)
Życzę przyjemnego czytania! :)
____________________________________
Przebudziłam się. Szybko przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia, więc prędko wyciągnęłam sprawną rękę i dotknęłam klatki piersiowej. Nie poczułam nic mokrego, a na palcach nie miałam już krwi. Miejsce, w którym zostałam zraniona, ktoś mi opatrzył, biały i gruby bandaż mocno przyciskał mi okład. Na czole miałam zmoczone chusteczki higieniczne. Chociaż czułam gorący ogień w moim środku, to zimna woda trochę mnie chłodziła. W miarę możliwości, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w jakim znalazłam się obecnie. Leżałam na łóżku, przykryta grubą kołdrą. Odkryłam się, aby było mi chłodniej. Koło mnie stała mała drewniana komoda z dwoma szufladkami. Postawiono na niej butelkę jakiegoś syropu, szklankę wody, a także kolejne bandaże i wodę utlenioną. Ściany pomalowano na biało, a tylko jedną na ciemny fiolet. Wyglądało to elegancko i bardzo ładnie. Na suficie wisiała zwykła, szara lampa, w której paliła się tylko jedna żarówka. Czyżby reszta się spaliła?
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam, jak przez próg przechodzi Patryk. Próbowałam wstać, ale nie miałam siły. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Chłopak szybko zwrócił wzrok w moją stronę.
-Nawet nie próbuj- powiedział i usiadł na brzegu łóżka. Na powrót przykrył mnie kołdrą. Rzuciłam mu zirytowane spojrzenie, ale on przysiadł na materiale w ten sposób, abym już nie mogła się odkryć.
-Tobie nic nie jest?- wychrypiałam. Z trudem mówiłam, chociaż bywały gorsze chwile.
-Nic. Ten idiota zaatakował ciebie. Może pomyliła mu się ofiara- powiedział.- Los opowiedział mi o twoim zleceniu. Czy to wszystko była tylko zwykła gra?- spytał.
W tym pytaniu wyczułam smutek. Wiedziałam, że w to nie wierzy, ale widocznie musiał się upewnić. I właśnie wtedy dostrzegłam małą szansę. Gdybym skłamała i powiedziała, że to prawda, dałby sobie ze mną spokój. Nie musiałby cierpieć, gdyby coś mi się stało, ponieważ wtedy nic by do mnie nie czuł. Tylko, czy ze mną stałoby się tak samo? Nie byłam tego taka pewna. Bałam się, że ja odczuwałabym ten ból spowodowany jego stratą jeszcze bardziej, ponieważ nie mogłabym zatrzymać go dłużej przy sobie. Patrzyłam na niego zakłopotana, a na jego czole powoli tworzyła się tajemnicza zmarszczka. Musiałam coś odpowiedzieć, a przez cały czas żyłam w przekonaniu, że kłamstwo będzie lepsze. Chociaż przez ostatnie mówienie nieprawdy, wszystko skończyło się tragicznie. Może powinnam mu powiedzieć, co naprawdę czuję? Może… Odchrząknęłam.
-Tak.- skłamałam i dalej brnęłam, coraz dalej, coraz dalej w tym kłamstwie.:- Grałam, bo musiałam zdobyć twoje zaufanie. Zawsze tak robię. Z każdą ofiarą.- sieć utkana kłamstwami i sprzecznymi uczuciami wirowała we mnie i zaplatała się coraz mocniej. Niemal czułam jej siłę oraz złość i niedowierzanie malujące się na twarzy mego rozmówcy. Widziałam, jak zacisnął dłonie w pięści, nie wierzył, że to powiedziałam. Zupełnie tak samo jak ja. Nie czułam ruchu moich ust, tak jakby odłączyły się od mózgu, od całego ciała i mówiły to, co chciały. Chociaż byłam święcie przekonana o tym, że postępuję właściwie, w środku buchał ogień i bynajmniej nie z powracającej gorączki, lecz z cierpienia, które sprawiał mi tak bardzo smutny i zawiedziony wzrok Patryka.
-Więc to prawda…- szepnął. W jego oczach widziałam ból. Nie został zraniony, a mimo wszystko wydawało mi się, że to psychiczne cierpienie było dużo gorsze od fizycznego. Przełknęłam ślinę. Chciałam powiedzieć, że kłamałam, ale nie pozwolił mi na to.- Jak wydobrzejesz, to będziesz musiała stąd pójść. Ktoś inny się tobą zajmie. Ja muszę gdzieś iść.
-Gdzie?- spytałam. Bałam się, że postanowił zrobić coś głupiego.
-Dlaczego musiałaś tak mnie zranić?- spytał, a dopiero po chwili postanowił odpowiedzieć na moje pytanie.:- Chyba nie powinno cię to interesować.
-Patryk, ja…
-Nic nie mów!- przerwał mi gwałtownie. Odwrócił się w moją stronę. W jego oczach widziałam prawdziwy sztorm. Wcześniejsza delikatna bryza błękitnego oceanu rozpłynęła się, a sztorm zmienił wodę w granatowo-czarną, tworząc na niej złowieszcze fale.- Ufałem ci! Chciałem ci powiedzieć, że cię kocham! Ryzykowałem życiem, abyś ty mogła żyć!
On mnie kocha. Ta myśl sprawiła, że na powrót serce zaczęło mi szybciej bić. Obecnie to- raczej już kochał. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję i krzyknąć, że również czuję do niego miłość, ale nie zdążyłam. Wybiegł z pokoju jak opętany, a ja siedziałam na łóżku. Lekko się podniosłam i podciągnęłam kolana pod brodę. Ręka w gipsie nie pozwalała mi ich złapać, ale z trudem udało mi się wziąć z komody komórkę. Patryk nie zabrał swojej. Nie wiedziałam, jak mam się z nim skontaktować. Zadzwoniłam do Losu. Całe szczęście, że jego numer znałam na pamięć. Tym razem odebrał od razu, już po pierwszym sygnale.
-Słucham?- jego delikatny, męski głos rozległ się w słuchawce i doszedł do moich uszu. Zatrzęsłam się z nadmiaru wielu, do tej pory, nieprzyjemnych wrażeń.
-Los? Posłuchaj: Patryk gdzieś wyszedł. Był zły, bo…- zawahałam się.- bo go okłamałam.
-Dlaczego ostatnimi czasy wszystkich oszukujesz?- spytał z drwiną i zdumieniem.- Lena, pewnie poszedł oddać się w ręce demonów.
-Co?! Nie! Uratuj go!- krzyczałam do słuchawki. Przez krzyki nie usłyszałam, jak drzwi frontowe się otworzyły.
-Dobrze. Zrobię, co się da- odpowiedział.
-Dzięki, Los. Kocham cię!- prawie wyszeptałam i odłożyłam komórkę na miejsce.
Kiedy to zrobiłam, nade mną stał Patryk i patrzył na mnie z większym smutkiem w oczach. Już miałam się odezwać i powiedzieć mu całą prawdę, gdy chwycił gwałtownie komórkę.
-Zapomniałem wziąć telefonu. Ale teraz przynajmniej wiem, dlaczego mnie nienawidzisz. To Los jest twoim…- słowo uwięzło mu w gardle.- chłopakiem?- dokończył, ale nie pozwolił mi na tłumaczenia. Wybiegł z pokoju.
Wyskoczyłam z łóżka, chcąc za nim pobiec. Ale od razu upadłam na podłogę. Teraz moje życie mogło już się skończyć. Naprawdę, nie musiałam nadal żyć.

Jak miałam go nienawidzić? Nienawidzić Patryka, który namącił w moim życiu? Nienawidzić człowieka, którego kochałam z całego serca? Teraz rozumiałam, że kłamstwa potrafiły tylko wszystko niszczyć. Teraz rozumiałam, że jestem kompletną idiotką. Teraz rozumiałam, że muszę coś zrobić, bo jak nie, to marnie skończę swoje życie, które tak trudno zakończyć. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze (jakże ostatnio często to robiłam) i już miałam plan. Wiedziałam, co muszę zrobić. Na początku…
______________________________
Do następnego wpisu!
Wasza Amy...

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 13

Przepraszam za jednodniowe spóźnienie. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone ;)
Oby rozdział się spodobał, chociaż zabobonni uznają, że 13 nie brzmi zachęcająco :D Nie dajcie się zabobonom! :P
Dobra, już życzę miłego czytania! :) I zapraszam do komentowania :)

__________________________
Minęło kilka godzin od wizyty Losu. Czułam się jak balon, który zaraz pęknie. Różnica polegała na tym, że nie od przebicia igłą, lecz od nadmiaru emocji. Bałam się i cieszyłam równocześnie, trochę płakałam, chociaż nie tak bardzo jak wcześniej.
-Jaka ja jestem głupia!- kolejny raz powiedziałam to do mojego odbicia w lustrze, po czym lekko uderzyłam się ręką w głowę. Na mój pech, zrobiłam to lewą i przez to gips sprawił mi nieco więcej bólu, niż zamierzałam go sobie zadać.
Policzki miałam lekko zarumienione, zadrapania próbowałam ukryć pudrem, ale nie miałam siły nawet na to, aby sprawdzić, czy rzeczywiście to się powiodło. Czekałam na jakikolwiek znak od Losu. Dzwoniłam do niego, lecz nie odbierał. Poszłam do jego mieszkania, ale mi nie otworzył. Apokalipsa również martwiła się o niego. Mówiła, że w takich chwilach ma zamiar spełnić swoje przeznaczenie. Gdy byłam nieco młodsza i jeszcze nie do końca doświadczona w naszych demonicznych sprawach, pytałam ją, co to znaczy, a ona kiedyś mi odpowiedziała: „Koniec świata, mała. Koniec świata”. Od tamtej pory próbowałam jej nie irytować.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć z myślą, że to Los. Ale przede mną stał ktoś inny. Ktoś, kogo też bardzo chciałam zobaczyć, chociaż wiedziałam, że to złe. Nie mogłam na niego patrzeć, bo wtedy zapominałam o całym świecie. Wpatrywałam się tylko w głębię oceanu i zatapiałam w myślach, co moglibyśmy robić razem we wspólnej przyszłości. To samo robiłam teraz. Szybko otrząsnęłam się z oszołomienia i bzdurnych marzeń.
-Patryk?- spytałam z niedowierzaniem. Rzucił mi troskliwe spojrzenie, w którym zobaczyłam też dużo uczucia. Uczucia, jakie powodowało u mnie nogi jak z waty.
-Gonią mnie. Przyszedłem się pożegnać- powiedział, a ja nie miałam pojęcia, o co chodzi. Ale zanim zdążyłam o to spytać, poczułam jego wargi na swoich. Zatopiłam się w pocałunku wiedząc, że nie powinnam. Że popełniam błąd, bo przecież nasz związek się rozpadnie. Jego słowa nie dawały mi spokoju, chociaż tak bardzo pragnęłam zapomnieć o nich i o nim. A zarazem pragnęłam zostawić go przy sobie już na zawsze. Moje sprzeczne uczucia były nie do wytrzymania. Pocałunek dobiegł końca, ku mojej uldze, ale też smutkowi.
-Co? O czym ty mówisz?- pytałam żałośnie.
Widział moją zdesperowaną minę, ale najwidoczniej bardzo mu się śpieszyło. Zobaczyłam, że robi mały krok w tył. Korzystając z mojego wyszkolenia na wojowniczkę, chwyciłam go za kołnierz i z całej siły popchnęłam do przodu. Po drodze kopnęłam drzwi, które zamknęły się z hukiem. Rzucił mi pytające spojrzenie, ale widziałam w nim też inne uczucia- coś jakby… pożądanie. Wzdrygnęłam się na tę myśl, ale nie chciałam psuć tej chwili kolejnymi, głupimi myślami. Odwróciłam się tyłem w stronę drzwi, stając bliżej nich, wciąż trzymając go za kołnierz. Zasunęłam zasuwę i przekręciłam klucz w zamku, chociaż wiedziałam, że jeśli ktoś zechce się tutaj dostać, to może z łatwością.
Chciałam mu powiedzieć, co naprawdę czuję. Chciałam powiedzieć, że to miłość. Chciałam mu powiedzieć: „Patryk, kocham cię!”, po czym rzucić mu się w ramiona. Jednak słowa uwięzły mi w gardle, a ja wydałam z siebie odgłos podobny do dziwnego chrząknięcia. Rzucił mi uwodzicielskie spojrzenie. Och, czy przypadkiem wcześniej też tak nie robiłam jemu?
-Lena, ja…- zaczął, ale przerwałam mu pocałunkiem. Bałam się, co może powiedzieć. Kocha mnie czy nienawidzi? Czy może chce sobie dać ze mną spokój? Czy właśnie uświadomił sobie, że demon i Opiekun to postacie tak różne, że nie mogą być razem?
Złapał mnie z tyłu i powoli przesuwał dłonie w dół moich pleców. Ja wczepiłam palce w jego włosy. Żałowałam, że mam sprawną tylko jedną rękę. Gips z drugiej wbijał mi się w żebra, ale ignorowałam ten ból, ponieważ chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Bardzo powoli zaczęłam ściągać mu płaszcz. Po chwili spadł na ziemię. Usłyszałam tylko, jak plastikowe guziki uderzyły o twardą posadzkę. Zrobiło mi się gorąco na myśl, do czego właśnie dążymy. Jednak wcale nie miałam ochoty tego przerwać. Marzyłam o tym, aby ta chwila trwała wiecznie i skończyła się tak, jak sobie wyobraziłam. Wiedziałam, że on jest tym jedynym, chociaż tak bardzo się bałam naszej niepewnej przyszłości. Bałam się, że będę musiała go zabić, bo jeśli nie, to zrobi to ktoś inny. Poczułam jego palce, które delikatnie muskały mój goły brzuch. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który sprawił, że zapragnęłam jeszcze więcej. Tak bardzo chciałam… chciałam… Sama nie wiedziałam, czego. Wiedziałam tylko jedno słowo, które mogło dokończyć to zdanie i być w pełni prawdziwe: chciałam jego.
Nasz pocałunek i powolną wędrówkę w stronę sypialni przerwał potężny huk. Zerwałam się z miejsca i zobaczyłam, że ktoś wyważył drzwi wejściowe. Do mojego mieszkania wszedł inny demon. Popatrzył na mnie łapczywie. Szybko podciągnęłam w dół bluzkę podwiniętą do połowy brzucha. Rzucił nam zirytowane spojrzenie.
-Kazano mi zabić tylko jedno- rzekł twardym, stanowczym i zimnym głosem. Odbił się jak żelazo o ściany mieszkania i poczułam niemal fizyczny ból w sercu.
Spojrzałam w to miejsce. A tam… zobaczyłam krew. Powoli rozpływała się, tworząc piękny wzór kwiatu. Jego delikatne, czerwone płatki zaczęły być coraz bardziej widoczne. Nie miałam wbitego żadnego noża ani sztyletu. Nic. A jednak poczułam większy ból i pieczenie, wręcz nie do zniesienia. Przycisnęłam dłoń do rany, a gdy ją odjęłam, zobaczyłam na niej wielką plamę ciemnoczerwonej krwi. Spływała przez moje palce, aż w końcu rozchlapywała się na jasnych, świeżo umytych kafelkach. Chciałam wziąć głęboki oddech, ale nie mogłam. Z przerażeniem spojrzałam na swoje odbicie. Moja skóra przybrała kolor kości słoniowej. Zarumienione policzki stały się blade jak pergamin. Napastnikowi rzuciłam gniewne, nienawistne spojrzenie. Zobaczył je, ale zareagował tylko złowieszczym uśmiechem, w jakim widziałam dumę.

-Lena!- rozpaczliwy krzyk Patryka rozszedł się w mojej głowie i całym ciele. Przeszedł mnie dreszcz. Czułam się taka słaba. Miałam ochotę położyć się na ziemię i zasnąć. I spać wiecznie. Mocny uścisk Patryka przywołał mnie na ziemię.- Dupku!- krzyknął w stronę mojego mordercy, po czym rzucił w niego sztyletem. Nie widziałam nic więcej. Usłyszałam tylko krzyk, w którym wyczułam ból. Sama miałam ochotę krzyczeć.- Nie zamykaj oczu! Nie zamykaj oczu!- Patryk powtarzał te trzy słowa, jakby był w jakimś transie. Chciałam się uśmiechnąć, ale nie mogłam. Poczułam tylko, jak podniósł mnie z ziemi, wziął w ramiona, a potem… Potem nie czułam już nic więcej. Chociaż moje oczy zdążyły zarejestrować jeszcze większą plamę krwi na jego klatce piersiowej, niż w miejscu mojego serca. Czy to była moja krew, czy…?
___________________________
Do następnego wpisu!
Wasza Amy...

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 12

Cześć! Co tam u Was słychać? U mnie wieje sprawdzianami, kartkówkami, zadaniami... :/ Nauczyciele dowalają nam, jak tylko mogą. Ale cóż, takie życie (chociaż mogło by być miłosierniejsze). :D
Dzisiejszy rozdział odkryje jedną z większych tajemnic opowiadania. Mam nadzieję, że oczywiście, pozostaniecie przy Lenie (i mnie przy okazji :D ) do końca. Wytrwałość to ważna cecha, pielęgnujcie ją! ;) 
!!! Dla tych, którzy nie mają konta na google, założyłam specjalne konto na poczcie. Możecie wysyłać na nie swoje opinie o opowieści, a także wszelkie kierowane do mnie pytania, oceny, itp. Wszystko to kierujcie na mail : skrytobojczyni.lena@op.pl

Następny rozdział ukaże się 30 maja (sobota). Macie już plany na wakacje? :)
Przyjemnego czytania życzę ! :)
__________________________________

Przez ostatni czas nie wychodziłam z domu. Nie chodziłam na uczelnię. Nie spotykałam się ze znajomymi. Z nikim i z niczym nie chciałam mieć nic wspólnego. Na dom nałożyłam blokadę, dzięki której żadna istota nie mogła się do mnie teleportować bez mej zgody. Czułam… właściwie, to nie potrafiłam tego nazwać. Uczucie pomiędzy wstydem i odrzuceniem a pożądaniem i tęsknotą- było nie do zniesienia. Czarami przywoływałam koperty ze skrzynki, internetowo robiłam zakupy, płaciłam rachunki. Nie było mi potrzebne nic więcej. Chciałam umrzeć… Przez cały tydzień marzyłam o tym, by stracić życie. Jednak, za każdym razem tchórzyłam, a może właśnie- wykazywałam się odwagą?
Demona nie jest tak łatwo zabić. Gdybym jednak poprosiła o duże ochłodzenie, a może zwyczajnie weszła do wanny pełnej lodu na chociaż cały dzień, udałoby mi się popełnienie samobójstwa. Ale chyba nie o to do końca mi chodziło. Byłam załamana psychicznie. Wszystko mnie bolało, ale wewnątrz, gdyż w złamanej ręce nie odczuwałam aż tak wielkiego bólu.
-Otwórz drzwi!- usłyszałam rozkazujący krzyk z korytarza.
Los znowu próbował wejść do mojego mieszkania. Rzuciłam tylko kilka tajemniczych słów, jakie nieco wzmocniły drzwi. Wiedziałam, że popełniam wielki błąd. Jeszcze większy, niż wtedy, gdy okłamałam przyjaciela. Ale nie potrafiłam pokazać mu się twarzą w twarz. Zraniłam go. I Patryka. I siebie. Właściwie to wszystkich, którzy mnie znali. Szef ogromnie się na mnie zdenerwował, a gdy nie odpowiadałam na jego telefony, zlecenie zabójstwa dał innemu Zmiennemu. Oczywiście, nie mogłam pozwolić na to morderstwo. Wiedziałam, że sprzeciwiam się całej Radzie Demonów, mimo to blokada na Patryka zadziałała. Nie mogli go zobaczyć, chronił go czar, dzięki któremu nie mieli szans, aby go odnaleźć.
-Otwórz te cholerne drzwi, bo inaczej je wyważę!- krzyknął. Usłyszałam głos sąsiadki, która zwróciła mu uwagę, że powinien zachować ciszę. Zapewne zbył ją wzruszeniem ramion albo odpowiedział nieprzyjaźnie. Za dobrze go znałam.- Lena! Jak nie otworzysz, to przysięgam, że dopiero wtedy zobaczysz we mnie prawdziwego demona!- wrzasnął jeszcze głośniej. Nadal nie reagowałam. Siedziałam na krześle w kuchni i z daleka wpatrywałam się w świat za oknem. Beztroskie dzieci, niemowlęta śpiące w wózkach, zakochani… ostatnie zmroziło krew w moich żyłach.- Lena, błagam.- dużo delikatniejszy głos Losu, pełen żałości i desperacji był już ledwo słyszalny zza drugiej strony drzwi. Poczułam łzy, które pociekły z moich oczu. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Dlaczego musiało dojść do tego wszystkiego?- Zostanę tutaj do momentu, aż wyjdziesz. Wiem, że on nadejdzie! I mogę wygadać naszą tajemnicę! Wiesz, że jestem do tego zdolny!- wiedziałam, doskonale o tym wiedziałam. A jednak nadal nie reagowałam.
Wzięłam do ręki jeden z listów, jakie znajdowałam pod drzwiami mieszkania każdego ranka. List od Patryka. Teraz trzymałam ten, w którym najbardziej mnie przepraszał i tłumaczył swoje milczenie. Jego treść sprawiała, że bolało mnie serce. „Lena! Zraniłem cię, wiem o tym. Ale jak inaczej mogłem poznać prawdziwą miłość i smak twoich warg? Przepraszam. Jestem dupkiem, świnią, chamem i wszystkim tym, od czego mnie teraz wyzywasz”.
-Och, czyli jesteś moim miłosnym, ale też przeklętym skarbem? Nieuchwytnym?- wyszeptałam i kontynuowałam czytanie: „Przepraszam za to, że ukryłem to, kim naprawdę jestem. Nie-demon i nie-człowiek, tylko odwrotność demona. Opiekun lub inaczej Posłaniec. Ty służysz żywiołowi- ogniowi, chociaż nie chcesz w nim istnieć, a ja służę wodzie. Stąd twoje oparzone wargi. Jesteś ogniem, a gdy spotykał się z wodą, tworzył bańkę. Ta pękała, pozostawiając po sobie sparzone koło na ustach Wybranki”. Do tej pory zastanawiało mnie to słowo. Wybranka… o co chodziło?
-Lena- stłumiony głos dobiegł zza zamkniętych drzwi. Nie wytrzymałam. Otworzyłam je. Przede mną stał Los. Lekko się zaniedbał. Jego koszula była trochę mokra, na jednym z rękawów zauważyłam małą czerwoną plamę. Rozpoznałam ją- krew. Popatrzył na mnie. Miał zaczerwienione oczy. Jedną z mych łez wytarł swoim palcem, a po chwili prawie rzucił mi się w ramiona. Mocno mnie uścisnął.- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się bałem- rzekł, a ja popłakałam się. Nie mogłam dłużej zapanować nad goryczą, która stanęła jak wielka gula w moim gardle.
-Chodź- powiedziałam tylko i usiedliśmy w kuchni. Już miałam towarzystwo. Mój przyjaciel nic nie mówił. Posyłał mi tylko pytające spojrzenie, ale nie kryła się w nim nagana czy specjalna zachęta do mówienia.- Patryk jest Opiekunem. Nie możemy być razem. Zresztą, ja nie potrafię kochać- westchnęłam.
-Potrafisz. Pokochałaś mnie, jego również.
-W tym uczuciu kryło się więcej pożądania, niż miłości- odparłam z wyrzutem.
-Wszyscy cię kochamy, Lena, bo jesteś naszym skarbem- te słowa sprawiły, że inaczej popatrzyłam na swoją beznadziejną sytuację.
-A czy kiedykolwiek poczuję coś innego od pożądania, jakie już wykorzystywałam na ludziach? Na nic nieświadomych mężczyznach, którzy myśleli, że ich pokochałam?
-Wszyscy są z tobą. Jeśli będzie trzeba, sprzeciwię się każdemu, kto nie zechce twojego szczęścia. Wiem, że Demon i Opiekun nie mogą być razem. Tego zabraniają wszystkie kodeksy oraz zwykły zdrowy rozsądek. Pomyśl jednak: na pewno nikt go nie zabije, skoro prawda wyszła na jaw.
-Jak to?- poczułam płomyk nadziei.
-Opiekuna nie można zabić, chyba że w pojedynku prawdy. Takie jest prawo.
-Tak! To jest rozwiązanie!- krzyknęłam radośnie, zrywając się z krzesła.- Kocham cię- powiedziałam i pocałowałam Los w policzek. Robiłam tak już nie raz, ale chyba nigdy z taką radością. No, może wtedy, gdy kupił mi auto.- Ale nie mogę skazać Patryka na śmierć- moja radość przeminęła tak jak liść, którego porwał wiatr.
-Obiecuję ci, że on nie umrze.
-Jeśli wygra pojedynek, a zwycięstwo zawsze stało po stronie demonów.
-Owszem, ale to ja stanę do pojedynku. Nie będę walczyć, by zabić, lecz by uratować.
-Nie! Nie zgadzam się na to! W pojedynku zawsze jeden musi ponieść śmierć! Nie pozwolę ci!
-Lena, kocham cię, a dla tak wspaniałej przyrodniej siostry, zrobiłbym wszystko.- rzekł, po czym rozpłynął się w powietrzu, przenikając prze mą blokadę.
Zostałam sama. Czułam, jak serce wyrywa się z mojej piersi, jak przerażenie złapało mnie za płuca i nie pozwalało oddychać, jak wielka pięść zdusiła mój okrzyk pełen strachu i bólu. Bałam się i miałam nadzieję, że Los nie spełni swojej obietnicy.

_________________________________

Do następnego wpisu !
Wasza Amy...